Pokazywanie postów oznaczonych etykietą życie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą życie. Pokaż wszystkie posty

17 marca 2010

Załamanie nerwowe

Na szczęście dosyć krótkotrwałe dopadło mnie dzisiaj zupełnie niespodziewanie. Dobrze, że G. poratował mnie od razu małą śmierdzącą kapsułką walerianową, bo chyba bym zabiła. Powód był idiotyczny, co tym bardziej skłoniło mnie do refleksji. W każdym dużym mieście żyje się szybko, ale tutaj nawet ja czasami nie wyrabiam, tym bardziej, że jak rozdawali systematyczność ja stałam w kolejce po chaos :]

Kilka maili od potencjalnych klientów, oczywiście każdy nie cierpiący zwłoki, dwie zaległe sesje do obrobienia, której zleceniodawcy czekają w napięciu, list od przyjaciółki czekający na odpisanie, włożenie do koperty, naklejenie znaczka i wysłanie, podczas gdy nie został jeszcze nawet przeczytany, lekcja, na którą biegnę między wierszami tego posta, a z tyłu głowy świadomość, że juto lecę stąd w cholerę, a o pakowaniu się zupełnie zapomniałam, mogłabym jeszcze wyliczać, ale wolę nie wiedzieć co jeszcze trzeba dziś zrobić.

Zaprawdę nie dziwię się tym, którzy w takich czasach, jak te dzisiejsze, fiksują i odnajdują swoje nowe JA gaworząc i wykrzykując do niewidzialnych przyjaciół w metrze. Kiedy już ja dołączę do ich szeregów, będziecie przynajmniej wiedzieć gdzie mnie szukać,

życzę wszystkim więcej powolności :)

11 lutego 2010

Home alone

Jak w tytule... Co więcej taki stan ma trwać najbliższe 10 dni. Druga połowa wyjechała w so-called tour i właściwie nawet mu nie zazdroszczę, bo w Moskwie, gdzie aktualnie gra, przywitany został, po raz pierwszy w swoim życiu, siarczystym mrózem pod tytułem minus 20. Mam nadzieję, że rosyjska wódka przyjdzie z pomocą i te no, nocne kluby :) Ja już chyba też się odzwyczaiłam od takich szalonych temperatur, bo dziś, kiedy w Paryżu dochodzi w porywach do, uwaga, zera (!), ja zamarzam.

Teraz, będąc sama, wszystko się kompletnie zmieniło. Najbardziej chyba odczuwam brak kucharza, wczoraj było ravioli z puszki, dzisiaj chyba opustoszę zamrażalnik, co potem, nie wiem. Przypominają mi się "czasy" akademikowe, sprzed paru miesięcy. Tam królowały mrożonki: pierogi ruskie i warzywa na patelnię :) niezbędnik kulinarny prawdziwego studenta. I jeszcze REDS'y! Oh właśnie sobie o nich przypomniałam, te jabłkowe oczywiście. Tak zdecydowanie brakuje mi ich tutaj, bo Cidery, to jednak nie to samo.

Znalazłam też ostatnio (po odkryciu faktu, że niektóre biblioteki posiadaja półki z literaturą w języku angielskim) czas na czytanie. Aktualnie na warsztacie Muriel Spark - Aiding and abetting. Zakochałam się w jej stylu. Mimo, że na książce widnieje obrazek a'la Sherlock Holmes, to nie jest to typowy kryminał. Więcej tutaj dramatu i psychologizowania, cała zbrodnia jest zupełnie marginalna. Zachęcam do jej książek, póki co przekładu powyższej na polski nie ma, ale myślę, że kobieta trzyma poziom i w innych.

Jutro sesja foto na moim ukochanym cmentarzu z posta niżej. Będzie foto relacja oczywiście :) Pozdrawiam wszystkich czytających i zaglądających.

PS. I pączka żadnego dziś nie zjadłam, nawet nie wiem czy tutaj można je znaleźć ;> Ktoś wie?
PS 2. A na obiado - kolację frytki, kasztany i paluszki rybne :)