12 lutego 2010

Daily parisian portion of iritation

PL: Dziś krótko i zwięźle, bo jestem w zbyt bojowym nastroju. Do sesji zapowiedzianej wczoraj nie doszło, gdyż dwa dni temu spadło w Paryżu około 4mm śniegu. Do dziś uchowało się miejscami w porywach do 2 mm, co oczywiście w przypadku wejścia na teren cmentarza jednoznacznie grozi śmiercią na miejscu i wszyscy o tym wiemy, prawda? Początkowo myśleliśmy, że po prostu Montmartre jest stary, zmarli powstają i groby się sypią, ale nie! Wszystkie cmentarze mają wywieszkę od paryskiego mera informującą o tym, że z powodu grożącego niebezpieczeństwa wstęp wzbroniony, jedynym odstępstwem jest pogrzeb, ale aż na to, w naszej desperacji, się nie szarpnęliśmy. Jutro podejście drugie, park Monceau. Mam nadzieję, że nie zamierzają zamknąć i jego.

ENG: Today in brief, cause I am in a really martial mood. The session which I announced yesterday had to be cancelled, because about 4mm of snow has fallen two days ago in Paris. Until now there is something like 2 mm of it which of course, in case of entry into the cemetery area, can easily cause death by accident, we all know that, don't we? At first we thought, that Montmartre is just old, dead come into their being and tombs are snapping, but very no! All cemeteries have kind of sign board or something informing that due to bad conditions and high danger no admittance, with the exception of funeral, but we weren't in such a despair. Tomorrow as we are had to we will make a session in the Park Monceau. I hope they are not going to close it as well!

11 lutego 2010

Home alone

Jak w tytule... Co więcej taki stan ma trwać najbliższe 10 dni. Druga połowa wyjechała w so-called tour i właściwie nawet mu nie zazdroszczę, bo w Moskwie, gdzie aktualnie gra, przywitany został, po raz pierwszy w swoim życiu, siarczystym mrózem pod tytułem minus 20. Mam nadzieję, że rosyjska wódka przyjdzie z pomocą i te no, nocne kluby :) Ja już chyba też się odzwyczaiłam od takich szalonych temperatur, bo dziś, kiedy w Paryżu dochodzi w porywach do, uwaga, zera (!), ja zamarzam.

Teraz, będąc sama, wszystko się kompletnie zmieniło. Najbardziej chyba odczuwam brak kucharza, wczoraj było ravioli z puszki, dzisiaj chyba opustoszę zamrażalnik, co potem, nie wiem. Przypominają mi się "czasy" akademikowe, sprzed paru miesięcy. Tam królowały mrożonki: pierogi ruskie i warzywa na patelnię :) niezbędnik kulinarny prawdziwego studenta. I jeszcze REDS'y! Oh właśnie sobie o nich przypomniałam, te jabłkowe oczywiście. Tak zdecydowanie brakuje mi ich tutaj, bo Cidery, to jednak nie to samo.

Znalazłam też ostatnio (po odkryciu faktu, że niektóre biblioteki posiadaja półki z literaturą w języku angielskim) czas na czytanie. Aktualnie na warsztacie Muriel Spark - Aiding and abetting. Zakochałam się w jej stylu. Mimo, że na książce widnieje obrazek a'la Sherlock Holmes, to nie jest to typowy kryminał. Więcej tutaj dramatu i psychologizowania, cała zbrodnia jest zupełnie marginalna. Zachęcam do jej książek, póki co przekładu powyższej na polski nie ma, ale myślę, że kobieta trzyma poziom i w innych.

Jutro sesja foto na moim ukochanym cmentarzu z posta niżej. Będzie foto relacja oczywiście :) Pozdrawiam wszystkich czytających i zaglądających.

PS. I pączka żadnego dziś nie zjadłam, nawet nie wiem czy tutaj można je znaleźć ;> Ktoś wie?
PS 2. A na obiado - kolację frytki, kasztany i paluszki rybne :)