12 stycznia 2010

Przygoda z podatkami część I

Nie sądziłam, że tak prędko kwestia podatków mnie dopadnie. Nigdy wcześniej nie zajmowałam się fotografią na tyle komercyjnie, aby martwić się o to, kim w świetle prawa jestem i jakie prawa mi przysługują. Wbrew pozorom temat nie jest banalny. We Francji bowiem istnieją znaczące różnice w obrębie poszczególnych profesji fotografów. I tak na przykład fotograf mody, lub ten, który sprzedaje zdjęcia do tzw. banków zdjęć jest fotografem autorskim (cokolwiek to znaczy), natomiast ten, który zajmuje się fotografią ślubną lub portretową jest już, uwaga, rzemieślnikiem, tak jak piekarze, fryzjerzy i grabarze. Swoją drogą jestem bardzo ciekawa jak to wygląda w Polsce, ale z tego co sie orientuję, to chyba nie ma takich podziałów, ktoś coś wie?

Ja, mimo, że moim fotograficznymi zainteresowaniami są nie tylko portrety, ale człowiek w ogólności, jestem w świetle francuskiego prawa właśnie rzemieślnikiem, gdyż komercyjnie zajmuję się ślubami. Po wymianie kilku maili z panem, który o podatkach i fotografach wie prawie wszystko (na dowód czego napisał o tym książkę), udałam się dziś do Chambres de Métiers et de l'artisanat w poszukiwaniu dalszej części mojej podatkowej tożsamości.

Próby komunikacji muszę uznać za udane, bowiem już 3 napotkana osoba znała podstawy angielskiego na tyle, żeby mnie zrozumieć (nie wymagajmy za wiele). Dowiedziałam się, że najpierw muszę zaliczyć staż (le stage de préparation a l'installation), trwający, w opcji najbardziej mi odpowiadającej, 4 dni po osiem i pół godziny każdy! Tak! Kosztujący (o ile się nie mylę) 216 euro, który mi się na pewno bardzo przyda, zważywszy, że nie chcę zakładać własnej firmy, biznesu ani korporacji, a jedynie mieć możliwość wystawiać klientom faktury za usługi... . Papierek z ukończonego stażu, nie jest jedynym, jaki muszę dostarczyć, aby otrzymać numer podatkowy. Kolejny to znany wszystkim ubiegającym się o pracę chyba, czyli zaświadczenie o niekaralności (mniemam, że pewnie muszę to jakoś ściągnąć z Polski :)) a na deser coś czego kompletnie nie rozumiem, czyli rubryka z tekstem: podatek od gruntu..., całą kartkę wymogów dostałam w języku angielskim, więc nie do końca wiem, czy to właśnie to (land tax), a już zupełnie nie ogarniam, co z tym uczynić, ale nic to, przecież się nie poddam, jeszcze :). Na koniec już bardziej przyjemna sprawa czyli wybór placówki zdrowotnej (specjalnie dla niezależnych pracowników).

Mimo że w dalszym ciągu wygląda to przerażająco, to jednak sporo się dziś dowiedziałam, mam nadzieję, że najbliższe dni i planowana tona maili oświeci mnie bardziej i będę w stanie kontynuować moją przygodę z francuskimi podatkami :)