11 lutego 2010

Home alone

Jak w tytule... Co więcej taki stan ma trwać najbliższe 10 dni. Druga połowa wyjechała w so-called tour i właściwie nawet mu nie zazdroszczę, bo w Moskwie, gdzie aktualnie gra, przywitany został, po raz pierwszy w swoim życiu, siarczystym mrózem pod tytułem minus 20. Mam nadzieję, że rosyjska wódka przyjdzie z pomocą i te no, nocne kluby :) Ja już chyba też się odzwyczaiłam od takich szalonych temperatur, bo dziś, kiedy w Paryżu dochodzi w porywach do, uwaga, zera (!), ja zamarzam.

Teraz, będąc sama, wszystko się kompletnie zmieniło. Najbardziej chyba odczuwam brak kucharza, wczoraj było ravioli z puszki, dzisiaj chyba opustoszę zamrażalnik, co potem, nie wiem. Przypominają mi się "czasy" akademikowe, sprzed paru miesięcy. Tam królowały mrożonki: pierogi ruskie i warzywa na patelnię :) niezbędnik kulinarny prawdziwego studenta. I jeszcze REDS'y! Oh właśnie sobie o nich przypomniałam, te jabłkowe oczywiście. Tak zdecydowanie brakuje mi ich tutaj, bo Cidery, to jednak nie to samo.

Znalazłam też ostatnio (po odkryciu faktu, że niektóre biblioteki posiadaja półki z literaturą w języku angielskim) czas na czytanie. Aktualnie na warsztacie Muriel Spark - Aiding and abetting. Zakochałam się w jej stylu. Mimo, że na książce widnieje obrazek a'la Sherlock Holmes, to nie jest to typowy kryminał. Więcej tutaj dramatu i psychologizowania, cała zbrodnia jest zupełnie marginalna. Zachęcam do jej książek, póki co przekładu powyższej na polski nie ma, ale myślę, że kobieta trzyma poziom i w innych.

Jutro sesja foto na moim ukochanym cmentarzu z posta niżej. Będzie foto relacja oczywiście :) Pozdrawiam wszystkich czytających i zaglądających.

PS. I pączka żadnego dziś nie zjadłam, nawet nie wiem czy tutaj można je znaleźć ;> Ktoś wie?
PS 2. A na obiado - kolację frytki, kasztany i paluszki rybne :)